Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Trudi Canavan
"Gildia magów"
Trudi Canavan Gildia magów

Od wielu już lat w Imardinie odbywa się Czystka. Miasto muszą wówczas opuścić wszyscy żebracy, bezdomni i włóczędzy. W tej akcji porządkowej gwardzistów wspierają magowie. Magia pozwala przeprowadzić całą operację bez nadmiernej przemocy. Jednak ci, których Czystka dotyczy, nie są skłonni do podporządkowana się bez stawiania oporu. Bandy uliczników obrzucają magów i gwardzistów kamieniami. Nie przynosi to żadnych efektów, bo magowie korzystają z tarczy ochronnej. Tym razem jednak jeden z kamieni przebija się przez tarczę i uderza w głowę maga. Młoda dziewczyna o imieniu Sonea, która rzuciła kamień, jest tym równie zaskoczona, jak magowie. Uświadamia sobie, że posiada talent magiczny. Tymczasem magowie błędnie identyfikują sprawcę, a następnie popełniają kolejny błąd, bo rzekomy sprawca, który miał zostać tylko obezwładniony, ginie z ich rąk. Przerażona Sonea, obawiając się o swój los, ukrywa się w slumsach. Magowie próbują ją odszukać, by zaproponować jej wstąpienie do Gildii. Jednak slumsy to także labirynt tajnych korytarzy wydrążonych przez Złodziei, w których można z powodzeniem się ukrywać. Zarówno Sonea, jak i magowie, zwracają się o pomoc do Złodziei. Wystraszona Sonea nie zdaje sobie sprawy, że jej talent magiczny może się wymknąć spod kontroli i spowodować wiele zniszczeń. Im większy talent tym większe zagrożenie, a jej talent jest ponadprzeciętny. Czy magom uda się ją odnaleźć w porę i sprawić by im zaufała?

Książkę lekko się czyta, ale ma ona wadę, która ostatnio strasznie się rozpleniła: dłużyzny. Akcji tu niewiele i szczerze powiedziawszy wystarczyłoby tego na jakieś sensowne 200 stron. Pozostałe 300 stron to pustosłowie. To taki książkowy odpowiednik telenoweli. Nawet jeśli co pewien czas przeskoczymy kilkanaście stron, to raczej nie zgubimy wątku. Chyba że akurat mamy pecha i trafimy na jeden z nielicznych zwrotów akcji. Choć może określenie "zwrot akcji" to określenie na wyrost. Czytelnika raczej nic tu nie zaskoczy. Chyba że dopiero zaczyna swoją przygodę z fantasy. Większość tych motywów i pomysłów była już wielokrotnie w fantasy eksploatowana. Kiedy sięga się po ograne pomysły, warto wnieść do nich odrobinę świeżości. Doprawić szczyptą humoru, zadziwić czytelnika tempem akcji lub nagłymi zwrotami akcji. Być może nawet okrasić fabułę kilkoma zagadkami, które będą wyzwaniem dla intelektu czytelnika. Tu nic takiego nie ma. Z drugiej strony na półkach księgarskich leży sporo powieści tej autorki, a to oznacza, że się sprzedają. Po prostu nie jestem grupą docelową. Telenowele to równie dobry interes. A że nie ja jestem ich adresatem? Grupa docelowa jest i tak wystarczająco duża.

Właściwie mógłbym się nad tą książką jeszcze trochę pastwić, ale może na tym już poprzestanę. Nie chciałbym zostać źle zrozumiany: to nie jest zła powieść. Za złe mam autorce przede wszystkim dłużyzny. Inne mankamenty na tym tle tracą na znaczeniu. Poza tym nawet zastanawiam się, czy nie sięgnąć po kolejny tom. Tylko że wtedy znów będę narzekał na dłużyzny. I co z tym fantem zrobić?

     
 
Site copyrights© 2010 by Karol Ginter