Gdy chce się zdobyć ukochaną, trzeba czasami dokonać naprawdę heroicznych czynów. Eudoryk Dambertson musi zabić smoka. Jego potencjalny teść zażyczył sobie bowiem dwóch jardów kwadratowych smoczej skóry w zamian za rękę swojej córki.
Eudoryk nie jest entuzjastą rycerskich wyczynów. Właściwie to uważa ideały rycerskie za głupie. Jest do bólu praktyczny i racjonalny. No ale co zrobić, jak mus, to mus. Rusza w poszukiwaniu smoka.
Wyprawa jest raczej uciążliwa, sakiewka coraz bardziej pusta, a znalezienie smoka niełatwe. W niczym nie przypomina to barwnych przygód z romansów rycerskich. A właściwe problemy zaczynają się dopiero, gdy udaje się znaleźć smoka. Bo niby jak go zabić? Bestia ani myśli dać się pokonać. Nie tak to było w romansach… Ale od czego ma się głowę na karku. Eudoryk daje popis kreatywności, ale – jak to często bywa – nic nie idzie zgodnie z planem.
Zmagania ze smokiem to początek powieści. Eudoryka czeka jeszcze wiele barwnych przygód. Choć unika ich jak może, one wręcz lgną do niego. Łatka bohatera już się od niego nie odklei. Spotka na swojej drodze jeszcze sporo potworów. Niektóre w ludzkiej skórze.
Bardzo dobra powieść fantasy. Napisana lekko i z humorem. Drwi z romansów rycerskich i pokazuje przewagę pragmatycznego i elastycznego umysłu nad schematycznym myśleniem rycerzy. Bohater jest przedsiębiorczym człowiekiem interesu, którego niezwykłe dokonania wynikają przeważnie z przypadku, a nie ze znajomości rycerskiego rzemiosła. Tymczasem w oczach wielu jest nadzwyczajnym herosem. Wizerunek ten mu służy, więc co najwyżej nieśmiało koryguje zbyt daleko idące legendy na swój temat.
Doskonale się bawiłem podczas lektury. Szkoda, że tak trudno o tego typu powieści.