Miles Cameron
"Straszny smok"

Miles Cameron Straszny smok

Wszyscy szykują się do wojny. I wszyscy chcą walczyć ze wszystkimi. Nawet Dzicz jest skłócona wewnętrznie. Podziały przebiegają według najróżniejszych konfiguracji.

Czerwony Rycerz na czele części swojej armii maszeruje na turniej. Głóg zbiera siły. Na dworze królewskim Galowie knują przeciw królowej i królowi.

Właściwie, nie dzieje się nic, co nie działoby się we wcześniejszych tomach. Jest tylko nudniej, bo ile razy można konsumować to samo lekko mdlące danie? Mój poziom tolerancji na bajkową naiwność znacznie się obniżył, bo ten tom uważam za gniot. Przynajmniej nie sposób brać go na poważnie. Gdyby narrację doprawić w odpowiednich ilościach cierpkim humorem, mogłoby być ciekawie. Tymczasem na kartach powieści wszyscy wygłaszają te swoje nadęte kwestie, a ja zastanawiałem się, czy autor nie widzi, jak bardzo jest to karykaturalne.

Długo zwlekałem z lekturą tomu, bo jakoś nie czułem przekonania do romansu rycerskiego w starym stylu. Już w XVI wieku krytykowano romans rycerski za nadmiar nieprawdopodobieństw i cudowności. Literatura od tamtego czasu znacznie się zmieniła, ale autor postanowił to zignorować. Nigdy nie słyszał o rozwoju postaci. Nie dotarło też do niego, że w międzyczasie wymyślono coś o nazwie "psychologia". Jego bohaterowie są papierowi i jednowymiarowi do bólu. Nudni. Czerwony Rycerz był ciekawy, póki miał tajemnicę. Jak go z niej odarto, stał się niezbyt rozgarniętym, egoistycznym i aroganckim rycerzykiem, który nie byłby w stanie wygrać żadnej bitwy, bo odwagę stawia wyżej niż rozwagę. Zgodnie z wymaganiami romansu rycerskiego...

Autor konsekwentnie wzbrania się przed jakąkolwiek wiedzą na temat polityki, gospodarki lub społeczeństwa. Różne wydarzenia się dzieją, ale nie mają następstw w tych obszarach, choć w realnym świecie byłoby to nieuniknione. I właśnie to bolało mnie najbardziej.

Starczy tej krytyki. Ta lektura była stratą czasu.

2020-10-23

Site copyrights© 2020 by Karol Ginter