Minęły tysiąclecia od kataklizmu, który doprowadził do zagłady cywilizacji technicznej. Ludzkość przetrwała, choć utraciła większość posiadanej wcześniej wiedzy, a na poziomie rozwoju społeczno-gospodarczego utknęła na etapie zbliżonym do średniowiecznego feudalizmu. Jednak człowiek nie jest już jedyną istotą inteligentną. Pojawiły się trolle, gnomy, karły i elfy. Rasy te zaczęły toczyć wojny między sobą. W czasie ostatniego konfliktu, kiedy wojska trolli i gnomów prawie już pokonały siły karłów i elfów, udało się odeprzeć agresorów dzięki potędze magicznego miecza, którym władał król elfów, Jerle Shannara. Miecz ten podarowali mu druidzi. Był to jedyny sposób, aby powstrzymać armie trolli i gnomów kierowane przez lorda Warlocka i wspierane jego magią.
Od tego czasu minęło kilka stuleci i nad światem ponownie zawisło widmo wojny. Lord Warlock znowu szykuje swoje armie. Pokonać go może jedynie ostatni potomek króla elfów, Shea Shannara. Tyle tylko, że nie wie on nic o swoim dziedzictwie. Nie wie też, że lord Warlock wysłał swoich siepaczy, aby go odnaleźli. Na szczęście, wcześniej odnajduje go Alannon, który wyjawia mu jego pochodzenie i uprzedza o niebezpieczeństwie. Ucieczka zamienia się w wyprawę, której celem jest odnalezienie miecza i pokonanie lorda Warlocka.
Strasznie się męczyłem przy lekturze. Pomijam wtórność wielu pomysłów. Nie jestem w tym względzie aż tak wymagający. Mógłbym wybaczyć autorowi, że nachalnie kopiuje pomysły Tolkiena: postacie, które są kalką postaci z "Władcy pierścieni", czy wręcz całe epizody, które wyglądają jak przeniesione żywcem z kart "Władcy pierścieni". W końcu, gdybym oceniał wartość książek tylko na podstawie ich oryginalności, już dawno musiałbym zrezygnować z czytania. Oczekuję jednak czegoś, co to zrekompensuje. W końcu, jeśli intryga jest mało oryginalna, a pomysły wtórne, to niech chociaż narracja prowadzona będzie ciekawie. Czy wymagam zbyt wiele?
Najgorsze jest właśnie to, że powieść jest tak przerażająco nudna. Irytujący jest ten upiornie wszechwiedzący narrator, który wszystko musi objaśnić i dopowiedzieć, nie zostawiając pola do popisu wyobraźni. Nie ma mowy o tajemnicach i zagadkach. Czytelnik traktowany jest jak upośledzony mentalnie osobnik, któremu każdy drobiazg trzeba rozłożyć na części elementarne i na wszelki wypadek kilkakrotnie powtórzyć, żeby się lepiej utrwaliło. Poziom nudy przekroczył w efekcie wartości dopuszczane przez konwencje międzynarodowe regulujące zasady humanitarnego traktowania drugiego człowieka. Zmuszałem się do przeczytania kolejnych stron. Dobrnąłem do końca ledwo, ledwo. A przecież już kiedyś się sparzyłem, kiedy czytałem "Królestwo na sprzedaż". Lata temu. I to mnie zniechęciło do autora. Ostatnio jednak przeczytałem w sieci, że planowana jest ekranizacja cyklu "Shannara". Pomyślałem, że może warto dać autorowi jeszcze jedną szansę. Głupia myśl. Nigdy więcej nie sięgać po cokolwiek, co wyszło spod pióra Brooksa! To najważniejsza konkluzja. |