Tomasz Białkowski
"Drzewo morwowe"

Tomasz Białkowski Drzewo morwowe

W północno-wschodniej Polsce dochodzi do serii brutalnych morderstw. Ofiarami są starsi mężczyźni. Morderca z jakiegoś powodu dokonuje zabójstw w dość nietypowy sposób i aranżuje scenę zbrodni.

Do Olsztyna przyjeżdża młody dziennikarz, Paweł Werens. Ma napisać artykuł poświęcony tajemniczym morderstwom. Pracuje w Warszawie, ale wiele lat mieszkał w Olsztynie. Spędził tu część dzieciństwa. Tyle tylko, że nękają go traumatyczne wspomnienia związane właśnie z tym okresem życia.

Dziennikarza wspiera w śledztwie jego stryj, były ksiądz. Początkowo Werens błądzi po omacku, ale w końcu wpada na trop tajemnicy sprzed lat, która ma związek z morderstwami. Siły prawa i porządku też powinny odkryć tę tajemnicę, ale najwyraźniej niezbyt ochoczo zajmują się sprawą morderstw. Minęły miesiące od pierwszego zabójstwa, a śledztwo stoi w miejscu. Może ktoś nie chce, by pewne tajemnice ujrzały światło dzienne?

Atutem powieści jest umiejętność autora do prezentowania zwięzłych, a równocześnie plastycznych opisów. Narracja prowadzona jest dość sprawnie. Nie ma dłużyzn. Autorowi udaje się nawet całkiem nieźle budować atmosferę tajemnicy. Mimo tego mam wrażenie, że Białkowski nie wykorzystał w pełni potencjału historii. Może to wina bohatera, który jest dość nijaki? Autor nie przekonał mnie, że Paweł Werens byłby w stanie cokolwiek odkryć. Nie potrafi nawet sformułować jednego inteligentnego pytania podczas przepytywania świadków. Robi wrażenie miernoty uzależnionej od alkoholu. Wstępne stadium alkoholika. To chyba najsłabszy element całej powieści. Kiedy bohater jest tak miałki, trudno wczuć się w historię. Zresztą, poza stryjem bohatera, w powieści trudno o ciekawą postać. Wszystkie są papierowe do bólu.

Pomysł na fabułę jest dość interesujący. Autor przeplata wątki z przeszłości i teraźniejszości. Raczy wprawdzie czytelnika teorią spiskową, ale z umiarem i w granicach prawdopodobieństwa. Owszem, odniosłem wrażenie, że inspirował się twórczością Dana Browna, ale nie popełnia grzechów tego autora (nie wmawia czytelnikowi, że fikcja jest prawdą). Po prostu opowiada wciągającą, mroczną historię. Wprawdzie tendencyjnie dobiera fakty historyczne, ale ten grzech można zarzucić nawet zawodowym historykom, których potrafi zaślepić ideologia.

Można byłoby wytknąć fabule pewne niekonsekwencje i nieprawdopodobieństwa, ale książka była wystarczająco ciekawa, żebym przymknął na to oko. To kwestia nastawienia i oczekiwań. Choć zaznaczam, że szkoda mi czasu, by sięgnąć po kolejne tomy. Mści się brak ciekawego bohatera.

Site copyrights© 2018 by Karol Ginter