Wiele lat minęło od chwili, kiedy czytałem tę powieść pierwszy raz. To był początek lat 80-tych. "Fantastyka" umieszczała w swoich kolejnych numerach części książki. Czytałem ją więc na raty. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wtedy głównie ze względu na ciekawą fabułę. Od tego czasu sięgałem po tę powieść jeszcze kilkakrotnie. Za każdym razem odkrywałem coś nowego. Kiedy w ubiegłym roku na półce księgarskiej zobaczyłem wydanie w twardych okładkach, postanowiłem, że muszę je mieć. Dopiero teraz je przeczytałem.
Akcja powieści toczy się w przyszłości. Świat został odmieniony po okryciu zdolności człowieka do teleportowania - dżuntowania. Ludzkość skolonizowała Układ Słoneczny. Między planetami wewnętrznymi i zewnętrznymi toczy się wojna. Bohaterem jest Gully Foyle. Jego statek, "Nomad", został zaatakowany i zniszczony. Jest jedynym ocalałym we wraku. Walczy o przetrwanie. Zdawałoby się, że jest skazany na śmierć. W pobliżu przelatuje jednak statek kosmiczny "Vorga". To rodzi nadzieję. Krótkotrwałą, bo "Vorga" nie reaguje na wezwania pomocy. Pod wpływam gniewu, Gully Foyle znajduje sposób, by się uratować. Jedynym celem jego życia jest odtąd zemsta.
Książka ma już ponad pół wieku, a jednak nie trąci myszką. Lekki uśmiech wywołuje jedynie naiwna wiara, że w przyszłości przestaną istnieć religie. No cóż, zachodnioeuropejscy intelektualiści byli zawsze "postępowi". Nie musiało to od razu oznaczać flirtu z marksizmem i jego odmianami, choć często tak bywało. W każdym razie wiara w zanik religii dowodzi wyłącznie całkowitego niezrozumienia jej fenomenu. Nawet osoba niewierząca powinna sobie to uświadamiać. W końcu przynajmniej tyle wykształcony człowiek powinien wynieść z lekcji historii.
Oczywiście, jest to fantastyka i trudno czynić autorowi zarzut z tego, że stworzył wizję społeczeństwa bez religii. To zaledwie drobny zgrzyt. Poza tym bowiem, obraz społeczeństwa przyszłości, z jego wszystkimi wynaturzeniami, wydał mi się niepokojąco prawdopodobny. Postęp technologiczny sam z siebie nie rozwiązuje żadnych problemów. Może je nawet mnożyć. Pod tym względem autor się nie mylił. Widać to po upływie tego półwiecza od napisania powieści. Najważniejsze jest optymistyczne przesłanie powieści: człowiek zdolny jest wprawdzie do czynów przerażających, ale każdy może się zmienić. Główny bohater jest na początku postacią odpychającą. Kieruje nim jedynie żądza zemsty. Przechodzi jednak metamorfozę. Jest to złożony proces, ale wreszcie odkrywa swoje człowieczeństwo, a także sumienie. A gwiazdy są mu po prostu przeznaczone. I to samo, zdaniem autora, dotyczy całej ludzkości. Nawet jeśli wykazuje skłonności do autodestrukcji, to zdolna jest się opamiętać i dążyć do wyższych celów. |