Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Paolo Bacigalupi
"Nakręcana dziewczyna"
Paolo Bacigalupi Nakręcana dziewczyna

Pozbawiony kopalnych źródeł energii świat jest pustoszony przez wyhodowane w laboratoriach biologicznych plagi. Cały ekosystem, w tym także ludzkość, zapłacił wysoką cenę za niekontrolowane eksperymenty genetyczne. W postapokaliptycznym świecie Tajlandia usiłuje zachować niezależność od międzynarodowych koncernów kalorycznych. Dziwnym trafem, kraj ten jest w stanie odtwarzać gatunki uznane za wymarłe. To budzi oczywiste zainteresowanie jednego z koncernów kalorycznych, AgriGenu. Agent AgriGenu, Anderson Lake, udając dyrektora fabryki produkującej sprężyny, usiłuje odkryć tajlandzkie tajemnice. Zadanie nie jest łatwe, bo koncerny kaloryczne cieszą się tu złą sławą, a polityka izolacji ma wielu zwolenników. Jej głównym bastionem jest Ministerstwo Środowiska. Z drugiej strony, Ministerstwo Handlu głosi konieczność otwarcia Tajlandii na świat. W efekcie narasta napięcie między frakcjami, co grozi otwartym konfliktem. Cały system polityczny przeżarty jest korupcją i niestabilny. Anderson poznaje tymczasem Emiko. Jest ona nakręcaną dziewczyną, czyli wytworem pracy genetyków. Ta znajomość odmieni nie tylko jego losy, ale także losy całej Tajlandii.

Autor postawił sobie dużo ambitniejsze zadanie, niż w "Zatopionych miastach". Obraz przyszłości jest równie sugestywny, jak w tamtym przypadku, ale o ile Bacigalupi świetnie sobie radzi opisując chaos, bardziej uporządkowane struktury to dla niego terra incognita. Zaakceptowanie wielu jego pomysłów wymaga nie lada akrobacji umysłowej. Niestety, to przykład tego, jak ideologia potrafi ogłupić. W tym przypadku ideologia ekologiczna. Co więcej, autor nie ma zielonego pojęcia o intrygach politycznych i walce o władzę, a próbuje o tym pisać. Chyba za dużo czasu spędzał w oderwaniu od rzeczywistości. Nigdy nie pojął też, co to znaczy odpowiedzialność. Dlatego raczy czytelnika stekiem bredni. Tylko ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z żadną strukturą władzy, gotów będzie uwierzyć, że zwierzchnik może namawiać podwładnego, aby oskarżył sam siebie o najcięższe przestępstwa, których nie popełnił. Przecież to uderza równocześnie w zwierzchnika i osłabia jego pozycję. Wie to każdy, kto choć odrobinę interesuje się polityką i obserwuje, jak zwierzchnicy skrzętnie potrafią ukrywać błędy podwładnych. Daje ich się na pożarcie tylko w ostateczności. Przeważnie po to, by uratować własną głowę. Dlatego epizod z Jaidee, który jest kluczowy dla całej historii, nie ma sensu. Miałby, gdyby jego zwierzchnik był zamieszany w intrygę i chciał się go pozbyć. Skoro tak nie jest, wydumana historia razi absurdem. Do tego wszystkiego ani jedna z postaci nie budziła sympatii. Wszystkie za to budziły odrazę. W efekcie męczyłem się podczas lektury. Szkoda, bo powieść miała potencjał i kilka zgrabnych korekt mogłoby uratować całość.

     
 
Site copyrights© 2013 by Karol Ginter