Isaac Asimov
„Fundacja”

Isaac Asimov Fundacja

Podróż na Trantor, na planetę, która jest stolicą Imperium, to dla młodego naukowca Gaala Dornicka punkt przełomowy. Tyle tylko, że nie spodziewał się aresztowania wkrótce po wylądowaniu. Tym samym znalazł się w centrum wydarzeń, które mają zdecydować o przyszłości Galaktyki. Wszystko za sprawą profesora Hariego Seldona, z którym Gaal ma współpracować.

Hari Seldon jest twórcą psychohistorii. Twierdzi, że posługując się tą nauką jest w stanie przewidzieć przyszłe dzieje ludzkości. Zapowiada zmierzch i upadek Imperium w niedługiej perspektywie. Zasięg jego poglądów nie jest może oszałamiający, ale wystarczający, by władze się nim zainteresowały, uznając za groźnego wichrzyciela. Władze Imperium dalekie są od tolerancji dla wolności wypowiedzi.

Na nieszczęście dla Gaala, władze postanawiają rozprawić się z profesorem Seldonem akurat teraz. Nieświadomie realizują w ten sposób misterny plan, który zrodził się w głowie Hariego Seldona, a którego celem jest ograniczenie fatalnych skutków upadku imperium. Remedium na nadchodzący okres barbarzyństwa ma być powołanie do życia Fundacji, która uratuje dorobek naukowy ludzkości. Oczywiście, raz jeszcze Hari Seldon wodzi w ten sposób wszystkich za nos. Ale to okaże się wiele, wiele lat później...

Impulsem, który skłonił mnie do sięgnięcia po „Fundację” po ponad 30 latach od poprzedniej lektury, jest nakręcony niedawno serial. Trochę mnie dziwiło przy jego oglądaniu, że nic z tego nie pamiętam. Nie powinno. Serial nie ma nic wspólnego z książką. Nie oddaje nawet jej ducha. Brnie w sfery metafizyczne i emocjonalne, porzucając ważne dla powieści rozum i chłodną logikę.

Asimov podkreśla rolę nauki i rozumu. Gardzi zabobonami. Religia to dla niego co najwyżej wygodne narzędzie do sprawowania władzy. Narzędzie, które trzeba porzucić, gdy zaczyna żyć własnym życiem. A mimo tego cała książka skażona jest romantyzmem. Koncepcja zakładająca możliwość przewidzenia dziejów ludzkości na gruncie nauki jest może i kusząca, ale kompletnie irracjonalna. To przejaw myślenia magicznego. Przyszłość to za dużo zmiennych. Nie ma przecież żadnych praw determinujących przebieg historii. Choć marksiści i ich pogrobowcy twierdzili inaczej. Dowodzili nawet, że historia ma swój cel. Może autor dał się uwieść koncepcjom wywodzącym się z marksizmu? Także tym, że jednostka jest niczym, a masy są wszystkim? Teoria była bezbrzeżnie głupia i dawno zbankrutowała (choć w czasie powstawania książki zdawała się święcić triumfy).

To jednostki nadają kierunek ruchom mas. Oczywiście, nie każda jednostka, ale te wyjątkowe. Zarówno w pozytywnym i negatywnym sensie. Wybitne jednostki są w stanie poprowadzić ludzi do wielkich czynów lub do wielkich zbrodni. Ich pojawienia się nie sposób przewidzieć. Takie jednostki traktują masy jak glinę, którą formują stosownie do własnych potrzeb. Naturalnie, masy te, podobnie jak glina, mają swoje ograniczenia, więc efekt końcowy to wypadkowa zamierzeń twórcy i możliwości tworzywa. Co zabawne, sam autor w trakcie opisywania historii z dziejów Fundacji podważa postawione na początku tezy, bo koncentruje się na losach jednostek. Tych właśnie, które kształtują dzieje.

Książka ciekawa. Zachęca do myślenia. Bo choć punkt wyjścia można kwestionować, to doceniam myślenie spekulatywne. Nie tylko jako rozrywkę. Do wielu elementów powieści mógłbym się przyczepić, ale na tym polega rola s-f, by prezentować możliwe scenariusze. Mniej lub bardziej prawdopodobne. A swoją drogą, nie przestaje mnie zadziwiać, jak bardzo feudalizm skaził myślenie o przyszłości. Nie da się wymyślić przyszłości bez odwoływania się do feudalizmu?

A serial, no cóż. To zupełnie odrębny byt. Czemu jego twórcy powołują się na Asimova, nie wiem. Szkoda, że odwrócili proporcje racjonalizmu i myślenia magicznego, chłodnej logiki i burzliwych emocji.

PS. Trantor musiał inspirować twórców „Gwiezdnych Wojen”, gdy wymyślali Coruscant.

2022-10-16

Site copyrights© 2022 by Karol Ginter