Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Roger Zelazny, Jane Lindskold:
"Donnerjack"
"Donnerjack" to ostatnia powieść Zelaznego, dokończona już po jego śmierci przez (cytuję za okładką) "znaną pisarkę Jane Lindskold". Osobiście nigdy o takiej pisarce nie słyszałem, ale widocznie była ona znana autorom notki z okładki. W końcu nie napisali przecież, że "znana wielu czytelnikom". Z drugiej strony nawet to określenie mogłoby wprowadzać w błąd z powodu braku precyzji (bo mogliby to np. być czytelnicy z jakiegoś małego, sennego amerykańskiego miasteczka, w którym mieszka autorka). No dobra. Skończę te wstępne uszczypliwości.

Pewnie nie sięgnąłbym nigdy po tę pozycję, gdyby nie to, że była promocja w EMPiK-u, w której do każdej zakupionej książki wydawnictwa REBIS dodawano drugą za darmo. Ten wykazywany od początku sceptycyzm wobec książki nie wynikał bynajmniej z mojej awersji do Zelaznego. Cenię go wysoko jako autora "Alei Potępienia" i cyklu o Amberze. Niestety po innych jego pozycjach pozostał mi tak wątły ślad pamięciowy, że nie pamiętam nawet tytułów tych powieści. Oczywiście - uprzedzając ewentualne zarzuty - nie czytałem wszystkiego, a zatem nie jestem miarodajnym krytykiem twórczości tego autora. Mimo tych zastrzeżeń, powtarzam, że generalnie Zelazny ma u mnie wysokie noty. W końcu nie każdemu udaje się stworzyć coś tak świetnego jak jego cykl o Amberze. A co do obecnej książki, to z pewnością nie jest to arcydzieło, ale - jak na czytadło - nawet przyzwoita. Pod warunkiem, iż przebrniemy przez początek, który wydaje się dość chaotyczny i nie spełnia podstawowych wymagań stawianych przeze mnie książkom, czyli nie wciąga i nie intryguje. Znaczenie tego początku staje się jasne dopiero w trakcie dalszej lektury. Co więcej, początkowo nie wiedziałem nawet, jaka jest potrzeba opisywania niektórych wątków ubocznych. Nawet po skończeniu lektury uważam niektóre z tych wątków za nadmiernie rozbudowane kosztem wątku głównego.

Co do intrygi, to rzecz dzieje się w przyszłości. Czy jest ona odległa, czy też nie, trudno orzec, gdyż autor/autorka nie definiuje momentu czasowego. W każdym razie jest to świat, w którym obok świata rzeczywistego, określanego tu mianem Verite, istnieje świat wirtualny, zwany Virtu. Virtu to dla ludzi przede wszystkim miejsce rozrywki. Jest to jednak świat, którego ludzie w pełni nie rozumieją i nie kontrolują. Powstał nie wyniku świadomych działań człowieka, lecz w wyniku niezwykłej awarii sieci komputerowych. Ludzie wciąż nie rozumieją, czym tak naprawdę jest Virtu. Jedynie nieliczni dostrzegają, że jest projekcją odwiecznych ludzkich marzeń i pragnień. Urzeczywistnia ludzkie wierzenia. Niczym swego rodzaju śmietnik pamięci zebrał wszystko, cokolwiek stworzyła ludzka wyobraźnia. Dlatego w Virtu znaleźli swoje miejsce bogowie. Zarówno Ci, których ludzie jeszcze pamiętali, jak i Ci, których już dawno zapomniano. Wprowadza to spory chaos, bo mamy tu panteon rodem z Olimpu obok panteonu sumeryjskiego, czy wreszcie spersonifikowanej Śmierci, która zrodziła się przecież dopiero na gruncie chrześcijańskich legend europejskiego średniowiecza. Straszny bałagan. Z drugiej strony już w innych powieściach Zelaznego widoczne były ciągoty do zajmowania się losami bogów różnych religii. Ciekawi mnie nawet ta fascynacja autora. Szkoda, że nie próbował rozegrać albo wątku synkretyzmu religijnego, albo sporów kompetencyjnych między bogami różnych religii. Właściwie wprowadza do akcji jedynie niewielką grupkę bóstw. Wspólnym dla nich mianownikiem było niezadowolenie z faktu, że nie mają dostępu do Verite. Postanowili to zmienić. I wokół tego boskiego planu przejścia ze świata wirtualnego do świata rzeczywistego kręci się intryga. Aby przełknąć lekturę trzeba odrzucić logikę. To, co się wyprawia na kartach książki, nie poddaje się osądom racjonalnym. W gruncie rzeczy z czasem akcja wyraźnie przyśpiesza i nabiera rumieńców. Zaczyna się robić interesująco, choć nadal pozostaje pewien niedosyt. Może to stąd, że Zelazny nie zdołał dokończyć książki, a kontynuatorka nie czuła jej ducha? Nie wiem.
 
Poprzednio odwiedzona strona