|
Tę książkę zacząłem czytać przed "W
pułapce czasu" tego samego autora,
ale wyjeżdżałem na kilka dni i zapomniałem
ją spakować. Przerwałem lekturę mniej
więcej w połowie. Po przeczytaniu "W
pułapce czasu" byłem lekko zniechęcony
do twórczości Simaka. Wróciłem zatem
do lektury "Zasady wilkołaka"
z kiepskim nastawieniem. Być może zaważyło
to na mojej ostatecznej ocenie.
Akcja dzieje się oczywiście w przyszłości.
Tym razem Simak nie operuje już jednak
tysiącleciami, jak w "W pułapce
czasu". "Zasada wilkołaka"
ukazała się w 1967 roku. Przez te
kilkanaście lat od wydania "W
pułapce czasu" wiele się zmieniło.
Autor dostrzegł zapewne, jak gwałtownie
przyspieszył postęp technologiczny.
W kosmosie odnaleziono kapsułę ratunkową.
Znajdował się niej zamrożony mężczyzna.
Po przywróceniu go do życia na Ziemi,
okazało się, że prawie nic nie pamięta.
Nawet swojej tożsamości. Przyjął więc
nazwisko Andrew Blake. Pozostały mu
jedynie ogólne wspomnienia dotyczące
życia codziennego sprzed 200 lat.
Poza lukami w pamięci, Blake ma też
inny problem. Dzieją się z nim dziwne
rzeczy. Chwilami traci świadomość.
Nie wie, że w tym czasie przechodzi
transformacje w inne istoty. Kluczem
do odkrycia jego zagadki może być
dawno zapomniany projekt bioinżynierii,
mający na celu stworzenie syntetycznego
człowieka do prowadzenia badań w kosmosie.
Proces, który wówczas zastosowano
nazwano "zasadą wilkołak".
Blake stopniowo odkrywa własną tajemnicę.
Problemem pozostaje, jak na jego odmienność
zareagują inni ludzie.
W sumie byłem zaskoczony, jak bardzo
te dwie, napisane w odstępie kilkunastu
lat, książki są do siebie podobne.
Ten sam problem obcości i akceptacji
tej obcości. Pytanie o granice człowieczeństwa.
Ale choć potencjał samego pomysłu
był ogromny, to autor po raz kolejny
nie był w stanie go udźwignąć. Ślizga
się po powierzchni. Simak zdaje się
żyć w intelektualnej wieży z kości
słoniowej i zapominać o podstawowych
dla wszystkich istot żywych kwestiach
jak chęć przetrwania za wszelką cenę
i przedłużenia gatunku. A kwestie
moralne to dla niego zupełnie terra
incognita. W efekcie miałem nieustanne
wrażenie sztuczności całej historii.
Z trudem przychodziło mi akceptowanie
założeń autora. Zmuszałem się, by
książkę doczytać do końca. Myślę,
że na długi czas mam dosyć twórczości
Simaka.
|
|