Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Sean Russell:
"Wyspa bitwy"
Zaczynając tę książkę liczyłem na ciekawe rozwinięcie wątków zarysowanych w pierwszym tomie cyklu "Wojna Łabędzi". Wprawdzie wątki były kontynuowane, ale znacznie gorzej było z "ciekawie". W moim odczuciu w książce zatriumfował chaos. Wszystko było jakieś takie pogubione. Bohaterowie książki, wątki, narracja. Czy było to intencją autora, nie wiem, ale wiem na pewno, że skutecznie zniechęcił mnie do dalszej lektury cyklu. A przecież pierwszy tom pozostawił po sobie miłe wspomnienie. Przede wszystkim oryginalny pomysł z magią rzeki Wynnd, w której wodach miał spoczywać czarnoksiężnik Wyrr. Konflikt między jego dziećmi, które odrodziły się by na nowo pogrążyć świat w wojnie, był może już mniej oryginalny, ale za to zapowiadał interesujący rozwój wydarzeń. Tajemnica, która snuła się po kartach pierwszego tomu dodając mu pikanterii, w drugim tomie stopniowo traci na atrakcyjności. Owszem, została wzbogacona nowymi tropami, ale w moim mniemaniu lekko wydumanymi, a do tego czasami gmatwającymi fabułę. Nie przeczę, że kilka pomysłów wniosło też odświeżający powiew: pojawienie się brata Wyrra i jego ukrytego królestwa, ale w sytuacji, gdy nie został rozplątany żaden z wcześniejszych wątków, ich pojawienie się wydaje mi się przedwczesne. Prawdę mówiąc zbyt wielu tu tajemniczych bohaterów. Dodajmy, że "legendarnych".

Znani z pierwszego tomu Tam, Fynnol, Baore, Alaan, Elise Willis, Toren Renne i Hafydd (wspominam tyko o bardziej znanych, bo lista powinna być dłuższa) błądzili teraz po Cichych Wodach. Naturalnie nie w jednej kompanii, lecz w różnych grupach. Ciche Wody, to bagienna kraina leżąca w królestwie brata Wyrra. Śledzenie, jak snują się po bagnach prowadząc mało inteligentne rozmowy było dość nudnym zajęciem. Żadnej ekspresji. Opis jak wędruje jedna grupa, potem jak jest tropiona, potem jak w ślad za tą podąża jeszcze jedna, i jeszcze jedna, i jeszcze... I się szukali. A kiedy jedni znaleźli drugich, to mogli być jeszcze szukani przez innych, a tamci jeszcze przez innych... Macie już dość? Bo ja w końcu miałem. Wprawdzie był mały przerywnik na opis starć między Renne i Willisami, ale autor nie zdradza najmniejszych talentów w dziedzinie opisywania scen batalistycznych. Było to nawet jeszcze gorsze od opisu wędrówki po bagnach kilku grup szukających się nawzajem. Chyba nie zdradzę zbyt wiele, kiedy dodam, że w końcu się wszyscy spotkali. No ale wtedy książka dobrnęła do końca. Mnie osobiście on rozczarował, ale nie będę się narażał i nie zdradzę go. Byłem jednak szczęśliwy, że wreszcie ten koniec nastąpił.

 
Poprzednio odwiedzona strona