Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Arturo Perez-Reverte:
"Szachownica flamandzka"

Sam tytuł jest już wymowny: intryga kręci się wokół szachów. To jeśli chodzi o szachownicę, natomiast co do drugiego członu tytułu, to ma on związek z punktem wyjścia całej fabuły, a mianowicie obrazem flamandzkiego malarza zatytułowanego "Partia szachów". Obraz ten okazuje się być swego rodzaju zagadką, rebusem na którego trop wpadła bohaterka o wdzięcznym imieniu Julia, zajmująca się konserwacją dzieł sztuki. Odkryła ona na obrazie zamalowany napis: "Kto zabił rycerza?". Zaintrygowana tym stara się dociec, kto został sportretowany na obrazie przedstawiającym pojedynek szachowy miedzy dwojgiem mężczyzn, któremu to pojedynkowi sekunduje piękna kobieta. Odkrycie tożsamości tych osób przynosi ze sobą także informację, iż jeden z mężczyzn został zamordowany. To z kolei prowadzi do wniosku, że na obrazie tym przedstawiono klucz do rozwikłania tajemnicy skrytobójczego mordu sprzed stuleci. Równocześnie owa barwna historia sprawia, iż rośnie wartość obrazu.

Chciwość jak wiadomo prowadzi często do zbrodni, tak jest także i tym razem, chociaż zdradzę, że tajemniczy prześladowca bohaterki kieruje się zupełnie pokrętnymi motywami. Padają zatem trupy, choć bynajmniej nie gęsto. A wszystko w zgodzie - przynajmniej tak się sugeruje czytelnikowi - z zasadami gry w szachy. Owa rozgrywka szachowa między prześladowcą a Julią, sprawiała na mnie wrażenie mocno wydumanej. W swoim czasie pasjonowałem się szachami, ale zamieniłem tę pasję na brydża. W szachach obie strony mają na początku równe szansę i znają nie tylko siłę, ale także układ sił przeciwnika. W brydżu o rozdaniu kart decyduje przypadek - jak w życiu. Nie zawsze znamy siły przeciwnika - zna je tylko osoba grająca wylicytowany kontrakt - a rozkładu sił możemy się wprawdzie domyślać, ale nigdy nie możemy mieć pewności.

No ale zabrnąłem w jakieś pseudofilozoficzne rozważania, niczym autor książki. Właśnie owe rozważania mnie solidnie znudziły. Mamy tu szachistę, dowodzącego, że wszystkim rządzą reguły matematyczne, a szachy mają wymiar symboliczny. Mamy też muzyka twierdzącego, iż wszechświat jest nieodgadniony, a symbole są czytelne jedynie w ramach określonego kontekstu. Może autor świetnie się przy tym bawił, ale ja niestety mniej. A już najmniej, gdy bohaterka, Julia, oddawała się wielostronicowym snom na jawie, w których odtwarzała różne prawdopodobne wersje wydarzeń sprzed stuleci. Ile można znieść wariacji na jeden temat? Zajmowałem się tym nie raz zawodowo i wiem doskonale, że prawdopodobnych scenariuszy mogło być wiele. Kto nie wierzy, niech sobie zgromadzi wszelkie możliwe interpretacje wydarzeń, które miały miejsce w trakcie zjazdu w roku 1000 w Gnieźnie. Niezły ubaw. Hmm, właściwie to niezły ból głowy...

No ale znowu odbiegam od tematu. Z drugiej strony ilustruje to zjawisko, które miało miejsce w trakcie lektury. Co i rusz odbiegałem od niej myślami, co jest dość symptomatyczne. Tym razem - inaczej niż przy poprzednich pozycjach tego autora - odkrycie tożsamości prześladowcy był łatwe. Jak już zostałem zarzucony tyloma informacjami o symbolice, powtarzalności wydarzeń i "obrazie w obrazie" to byłoby dziwne na to nie wpaść. Mimo wszystko książkę polecam. Szczególnie miłośnikom szachów i symboliki.

 
Poprzednio odwiedzona strona