Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Arturo Perez-Reverte:
"Fechtmistrz"

Akcja tej książki toczy się w 1868 roku, u schyłku panowania królowej Izabeli II. Intryga wiąże się właśnie ze zmianami u steru władzy. O tym dowiadujemy się jednak dopiero pod sam koniec powieści. Bohaterem jest Jaime Astarloa, madrycki nauczyciel fechtunku, czyli tytułowy fechtmistrz.

Jaime Astarloa w swoim życiu kieruje się zasadami honoru. Bardzo sztywnymi zasadami honoru, co należy podkreślić. Kultywuje je w przekonaniu, iż jest ostatnim przedstawicielem odchodzącej epoki. Epoki, którą wyidealizował. Idealizował ją od zresztą od dziecka, wychowany w kulcie ojca, który zginął bohatersko w czasie wojen napoleońskich, stawiając czoła Francuzom. Ojciec jest dla niego wzorem. Nie zauważa, że kodeks wyznawanych przez niego zasad zupełnie nie przystaje do rzeczywistości. A może zauważa, bo w pewnym momencie czyni wyrzuty przyjacielowi, który jest beznadziejnie zakochany, lecz nie ma odwagi zrobić niczego, by zbliżyć się do swej wymarzonej ukochanej, iż powinien zrobić cokolwiek byle tylko przestał usychać z miłości. W tym momencie uświadamia sobie, że napominać mógłby równie dobrze samego siebie. Tymczasem celebruje swój staroświecki styl bycia i sztywny kodeks honorowy. Nie dlatego, iż jest przekonany o słuszności wyboru takiej drogi życiowej, ale dlatego, że dokonał takiego wyboru i musi być konsekwentny. Został nawet w pewnym momencie porównany w rozmowie z jedną z ważniejszych postaci w książce do Don Kichota walczącego z wiatrakami. Tyle tylko, że, jak stwierdził sam Jaime Astarloa, Don Kichot walczył z niesprawiedliwością, a fechtmistrzowi zależy jedynie by zostawiono go w spokoju. Pozostaje obojętny na sprawy tego świata, takie jak pieniądze, czy władza. Ma tylko jedną idee fix: poszukiwanie pchnięcia nie do sparowania. Czegoś co byłoby jego wkładem w sztukę fechtunku i zwieńczeniem życia. Sam nazywa to poszukiwaniem Graala.

Okazuje się jednak, że nie do końca pozostał obojętny na sprawy tego świata. Po raz kolejny Arturo Perez-Reverte dowodzi, iż największą słabością mężczyzn są kobiety. To one doprowadzają nas, mężczyzn, do obłędu. Dla nich gotowi jesteśmy się zatracić. Zaprzedać duszę diabłu ("Klub Dumas"). Jaime Astarloa, nie posuwa się może aż tak daleko, ale nawet gdy dociera do niego, że został wykorzystany, że jego miłość ma krew na rękach - w tym jego przyjaciół - gotów jest się zatracić.

Chyba największą porażką dla fechtmistrza było uświadomienie mu, iż pomylił się przykładając własną miarę do innych ludzi. Postrzegał ich jak ludzi honoru, nie zawsze wyznających ten sam kanon zasad, ale oddanych jakiejś sprawie. Tymczasem wyszło na to, że wszyscy kierowali się żądzą pieniędzy. Zostaje zatem sam, ćwicząc przed lustrem pchnięcia i zwody w poszukiwaniu tego arcymistrzowskiego.

A czytelnikowi pozostaje wątpliwość, czy autor wyrażał żal za pewnymi zasadami, czy też je wyszydzał. Zwłaszcza gdy tytułowy fechtmistrz wygłaszał przemowę o tym, jak ważny w życiu jest rytuał. Za przykład podał nabożeństwa kościelne po łacinie, w których zastąpienie martwego języka językiem żywym, czyli hiszpańskim, miało je zdegenerować (przypominam, że akcja toczy się w 1868 roku, a zatem prawie sto lat przed Soborem Watykańskim II, który do liturgii wprowadził języki narodowe). Miałyby w ten sposób znikczemnieć. Zakończę cytatem z Jaimo Asterloa: "Piękno przez duże P, istnieje tylko poprzez kult tradycji, poprzez rygorystyczne przestrzeganie tych samych gestów i słów, jakie powtarzaliśmy od wieków przez wszystkie pokolenia." Ja się z nim nie zgadzam, ale - jak mawiali starożytni - de gustibus itd.

 
Poprzednio odwiedzona strona