Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
David Morrell:
"Desperackie kroki"
Po ostatnio przeczytanych książkach grozy poczułem ochotę na małą odmianę i postanowiłem sięgnąć po coś z sensacji. A że dawno nie czytałem żadnej powieści Morrella, a cenię sobie tego autora, więc wybrałem jedną z jego książek.

Powieść zaczyna się od sceny, w której Matt Pittman przygotowuje się do popełnienia samobójstwa. Podchodzi do sprawy rzetelnie i metodycznie. Nie działa pod wpływem chwili. Życie od pewnego czasu było dla niego tylko pasmem udręki: przedwczesna śmierć syna, rozpad małżeństwa... Nie ma po co żyć. Teraz, kiedy załatwił wszystkie zaległe sprawy, kiedy pospłacał wszystkie długi, kiedy uregulował wszystkie zobowiązania, może osobiście sprawdzić, ile jest prawdy w opowieściach o życiu po śmierci. Wkłada pistolet do ust i powoli naciska spust. Ta scena miałaby w sobie być może więcej dramatyzmu i napięcia, gdyby nie streszczenie z okładki, które zdradza, że Matt Pittman będzie bohaterem powieści. Trudno oczekiwać, by mógł nim być jako denat. To nie ten gatunek literatury. Nie jest zatem zaskoczeniem, że w chwili, gdy bohater zaczyna naciskać spust, dzwoni telefon. Przyjaciel prosi go o jeszcze jedną przysługę. Ten przyjaciel, Burt Forsyth, jest redaktorem naczelnym "The Chronicle". Gazeta znajduje się w kłopotach finansowych i ogłoszono jej bankructwo. Matt, który niegdyś był dobrym dziennikarzem, zgadza się przepracować w niej kilka dni, do czasu jej zamknięcia. Nawet się nie domyśla, jak wielki wpływ będzie to miało na jego życie.

Matt, odkąd przeżył załamanie po śmierci syna, pracuje w dziale nekrologów. Burt zleca mu teraz napisanie nekrologu jednego z tzw. superdoradców, którzy przez pół wieku kształtowali amerykańską politykę. Jonathan Millgate, którego nekrolog Matt ma przygotować, trafił do szpitala po ataku serca. Dziennikarz interesował się tym politykiem i jego ciemnymi interesami już przed laty. Za swoje zainteresowanie zapłacił wówczas uszczerbkiem na zdrowiu i serią kosztownych wizyt u dentysty. Teraz może wrócić do tematu. Tylko, czy chce? Motywacji mu brakuje, ale są zobowiązania wobec Burta. Niechętnie udaje się więc do szpitala, gdzie jest świadkiem wywożenia Millgate'a z budynku. To budzi w nim ciekawość. Zatrzymuje taksówkę i każe się wieźć w ślad za karetką. Tym sposobem trafia do posiadłości na przedmieściu. Dziennikarskie instynkty biorą górę nad rozsądkiem i Matt przekrada się za ogrodzenie. Gdyby umiał powściągnąć tę niestosowną chęć odkrycia tajemnicy, nie wpakowałby się nieświadomie w kłopoty. Już następnego dnia jest oskarżony o morderstwo, tropiony przez policję i nasłanych zabójców. Musi desperacko ratować życie. Zmiana radykalna, zważywszy, że jeszcze niedawno chciał umrzeć. Żeby wyjść cało z opresji, musi odkryć tajemnicę skrywaną przez superdoradców. Tajemnicę, którą ich zdaniem już posiadł. Tajemnicę, z powodu której wydano na niego nieformalny wyrok śmierci.

Biorąc tytuł do ręki byłem przekonany, że autor zagwarantuje mi miłą i przyjemną lekturę. W tym względzie się nie zawiodłem. Jeśli był lekki dysonans, to wynikał on z pewnego pomieszania konwencji. Wszystko zaczęło się od realistycznego portretu psychologicznego samobójcy. Nie mógłbym się przyczepić. Bohater uznał, że nie ma po co żyć. Stracił wszelką nadzieję. Nie godzi się jednak, by ktokolwiek decydował za niego, więc broni później swojego życia. A potem spotyka na swojej drodze Jill Warren. I od tego momentu realizm ustąpił miejsca bajce. Rozumiem, że w efekcie wymowa powieści stała się bardziej optymistyczna. Być może wydawca naciskał. Być może autor doszedł do wniosku, iż czytelnicy wolą szczęśliwe historie. Cokolwiek było motywem, wywołało u mnie lekką dezaprobatę. Chodzi o nastawienie. Po pierwszych rozdziałach spodziewałem się już smutnej, ale realistycznej historii. Tymczasem bohaterowi przydarzył się cud. A ja nie wierzę w cuda. A może po prostu zazdroszczę bohaterowi?

 
Poprzednio odwiedzona strona