Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
John Marco:
"Szakal z Nar"
Od czasu do czasu wpada człowiekowi w ręce jakiś gniot. Tym razem na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że kupiłem tę pozycję w promocji (choć przyznaję uczciwie, iż myślałem o jej nabyciu zanim została przeceniona). Właściwie cały problem sprowadza się chyba do tego, że książka ta nie była adresowana do odbiorcy w moim przedziale wiekowym. Być może kilkanaście lat wcześniej nie raziłaby mnie naiwność pewnych fragmentów i dłużyzny. Szczególnie właśnie dłużyzny dawały mi się we znaki. Miejscami miałem wrażenie, że dialogi wzorowane były na scenariuszach jednej z tych argentyńskich/brazylijskich/meksykańskich/wenezuelskich* (odpowiednie skreślić) telenoweli. Zupełnie nie mogę pojąć, czemu autor wprowadzał te same wątki do kolejnych dialogów. Czyżby zakładał, że odbiorcą powieści będzie zapóźniony w rozwoju dwunastolatek, któremu wszystko trzeba wyłożyć co najmniej trzy razy, żeby zrozumiał?

Zagalopowałem się już z tą krytyką, zapominając o konieczności zarysowania intrygi. Bohaterem powieści jest Richius Vantran. Książę, a później król Aramooru. Dodajmy od razu krótką charakterystykę tej postaci: osoba mało rozgarnięta, kompletnie nieodpowiedzialna, pozbawiona wyobraźni, egocentryczna i egoistyczna. Poznajemy go, gdy dowodzi na jednym z frontów wojny z Drolami w Lucel-Lorze. Drolowie to wyznawcy jakiejś sekty (tyle zrozumiałem, a autorowi nie chciało się zgłębiać tematu). Właściwie to należy ich zaliczyć do Triinów, jak nazywa się mieszkańców Lucel-Loru. Władca Triinów, zwany zwyczajowo Deagogiem, zdecydował się na współpracę z Imperium z Nar. Imperator Arkus, którego obsesją była nieśmiertelność, chciał odnaleźć w Lucel-Lorze magię. Deagog miał własne cele. Współpraca z Imperium nie spodobała się Drolom, którzy podnieśli bunt. Na czele buntowników stał charyzmatyczny Tharn. Równie bezwzględny w dążeniu do celu, jak Deagog. Nic dziwnego, że przeznaczona mu od dziecka na żonę Dyana zdecydowała się na ucieczkę. Dodajmy dla porządku, iż Tharn zamordował jej ojca, który opowiadał się za Imperium, w którym dostrzegał szansę na postęp. Oczywiście drogi Richiusa i Dyany musiały się skrzyżować. To spotkanie miało brzemienne konsekwencje. Dosłownie i w przenośni.

Właściwie ta powieść to zmarnowana szansa. Jest tu kilka bardzo interesujących motywów. Niestety autor zupełnie zaprzepaścił wiele możliwości. Cała historia jest płytka, choć aż się prosiło o pogłębienie wątku konfliktu między porządkiem, postępem i cywilizacją, których nosicielem było Imperium, a chaosem i anarchią typowych dla Lucel-Loru. Problem ceny, jaką płaci się za zdobycze cywilizacji. Problem starcia cywilizacji. Takich możliwości wykreował sobie autor wiele, ale żadnej z nich nie wykorzystał. Została nam jedynie historia nieodpowiedzialnego młodzieńca, który zostaje królem, choć nie jest do tego gotów, który swoje królestwo i wszystkich poddanych (piękną, młodą żonę już nawet pomijam) porzuca na zatracenie z powodu miłości do kobiety, którą zdarzyło mu się po pijanemu zgwałcić. Na dodatek nie przeżywa rozterek. Nie waha się. Nie zastanawia się nad konsekwencjami. Krótko mówiąc płytki facet. Nie warto mu zatem poświęcać ani chwili dłużej. I tak poświęciłem sporo czasu, aby przebrnąć przez te ponad 800 stron tekstu.

 
Poprzednio odwiedzona strona