Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Terry Goodkind:
"Bezbronne imperium"
Lektura "Bezbronnego imperium", czyli ósmego już tomu przygód Richarda Rahla i jego żony Kahlan, pozostawiła po sobie mieszane uczucia. Właściwie powieść czyta się z przyjemnością, ale są fragmenty, kiedy pojawia się zupełnie niepotrzebny dydaktyzm, a niektóre fragmenty drażnią brakiem wewnętrznej logiki.

Richard oraz towarzysze jego wędrówki przez Stary Świat: żona Kahlan, siostra przyrodnia Jennsen, Mord-Sith Cara oraz Tom trafiają do tytułowego bezbronnego imperium, czyli kraju zamieszkanego przez ludzi pozbawionych magii, zwanych Filarami Świata. Ich pochodzenie jest na mój gust zbyt wydumane: w rodzie Rahlów w każdym pokoleniu miał rodzić się jeden potomek obdarzony potężną magią i - dla równowagi - jeden potomek jej pozbawiony, czyli Filar Świata (mocno pokrętne, bo co, jeśli ktoś chciał mieć jedno dziecko? albo ile prób potrzeba, aby urodził się potomek obdarzony potężną magią? a co jeśli ten obdarzony potężną magią zmarł przedwcześnie? mógłbym tak długo dalej...). Wszystkie dzieci Filaru Świata, również byłyby pozbawione magii i równocześnie na nią odporne (no prawie, bo autor z jakiegoś powodu uznał, że magia śmierci może na nich działać - ech, gdzie tu konsekwencja: albo działa, albo nie), a zatem populacja pozbawionych magii rosłaby gwałtownie. Ze względu na strach przed zanikiem magii, zdecydowano się przed wiekami na ich wygnanie (późniejsi władcy z rodu Rahlów po prostu zabijali swych pozbawionych magii potomków). W zasadzie wszyscy ci wygnańcy byliby dalekimi krewnymi Richarda. Teraz ich kraj został wydany na pastwę Imperialnego Ładu (trochę w tym winy Kahlan) i podbity. W sumie nie był to nawet podbój, bo mieszkańcy nie stawiali oporu, wyznając zasady pacyfizmu. Autor przedstawił w krzywym zwierciadle i doprowadził do absurdu zasady głoszone współcześnie przez pacyfistów. Może jest to obraz nazbyt karykaturalny, ale częściowo podzielam krytykę autora: bezwzględny pacyfizm jest równie zły, jak kult siły. To na nim żerują tyrani. Czyż Hitler nie głosił haseł pokoju i nie za zarzucał w 1939 roku Polsce i jej sojusznikom dążenia do wojny? Czyż Związek Radziecki, prawdziwe i realne Imperium Zła, nie sponsorowało hojnie ruchów pacyfistycznych?

Wróćmy jednak do świata fantasy. Jagang dostrzegł korzyści, jakie dają nowi poddani. Dzięki Filarom Świata mógł zdobyć wreszcie Wieżę Czarodzieja w Aydindril, biorąc do niewoli Zedda i Adie. Jedynie nieliczni z Filarów Świata nie ulegli władzy Imperialnego Ładu. Zmuszają teraz Richarda, by udzielił im pomocy. Zmuszają w sposób dość szczególny: podając mu truciznę i ofiarowując mu odtrutkę w zamian za uwolnienie ich spod władzy siepaczy Jaganga. Oczywiście sytuacja musiała się skomplikować - zresztą sam plan był jak na mój gust zbyt skomplikowany i z definicji musiał wziąć w łeb - co pozwoliło autorowi na przedstawienie całego szeregu przygód bohaterów i przynudzanie miejscami pogadankami na temat szkodliwości pacyfizmu (no w porządku, ale ile można) i konieczności uciekania się do naprawdę brutalnych metod.

Może warto jeszcze wspomnieć Nicholasa Slide'a, czyli nową broń Jaganga. Siostry mroku powołały do życia pożeracza dusz. Pomysł interesujący, choć znowu mógłbym zgłosić szereg pytań do autora. Ech, ta zawiła logika świata magii. Tylko autor jest w stanie się w niej rozeznać, bo ją kreuje tak, jak mu wygodnie. A szkoda, bo książka by zyskała, gdyby prawa magii, które mają zwyczaj pojawiać się w kolejnych tomach, nieco tę magię porządkowały. I pomyśleć, że wystarczyłoby pisać na ten temat tak mgliście, żeby czytelnik i tak nic z tego nie rozumiał. Bo kiedy coś rozumie, to zaczyna analizować. A to już jest groźne.

Chyba wystarczy tych opinii. Zwłaszcza że mam skłonność do wskazywania wad i pomijania milczeniem zalet. Warto przeczytać samemu, choć zakończenie jest nieco w stylu "deus ex machina" i może budzić zastrzeżenia.

 
Poprzednio odwiedzona strona