|
"Nadzieja pokonanych" to już
szósty tom cyklu o przygodach Richarda
i Kahlan, zwanego sagą o Mieczu Prawdy.
Tak to już jest w biznesie fantasy,
że jeśli sprzeda się jedna książka,
to produkuje się następne. Zresztą niektórzy
autorzy zaczynają pisanie z myślą o
cyklu. W przypadku tego konkretnie cyklu
pierwsza powieść nie zapowiadała właściwie
kontunuacji. No ale taka powstała. Skoro
mamy już szóstą część, to widać się
sprzedaje. Sam jestem przykładem nabywcy.
"Nadzieja pokonanych" rozwija
wątek przeciwstawiania się Imperialnemu
Ładowi. Imperialny Ład toczy swą walkę
pod hasłem zniszczenia wszelkiej magii,
obwinianej o każdą niesprawiedliwość
i zło, choć sam się magią posługuje.
Jego wojskami kieruje chociażby Jagang,
czyli Nawiedzający Sny - produkt magii.
Imperialny Ład jest naturalnie symbolem
zła. Richard, mag wojny, broni magii
przed zniszczeniem. Imperialny Ład posługuje
się zarówno doskonałą propagandą, jak
i okrucieństwem. Jak na razie Richard
był w defensywie.
Nie zdradzę zakończenia
tej części, ale Richard zdecydował się
- hmm... właściwie to wyszło mu to raczej
przypadkiem, choć miał widzenie, że
starcia zbrojne prowadzą wprost do klęski
- walczyć o umysły wroga.
Muszę przyznać,
iż podziwiam inwencję autora w wymyślaniu
sposobów na wpadnięcie Richarda w tarapaty.
Tym razem za wszystkim stoi Siostra
Mroku i wymyślna magia. Siostry Mroku
to grupa byłych Sióstr Światła, które
wybrały ścieżkę zła. Coś jak Czarne
Ajah wśród Aes Sedai w cyklu Roberta
Jordana. Nie chcę bynajmniej zarzucać
plagiatu. Aes Sedai budziły we mnie
skojarzenia z Bene Gesserit z cyklu
"Diuna" Franka Herberta...
W każdym razie Richard trafia w efekcie
intrygi owej siostry do samego gniazda
wroga - stolicy Imperialnego Ładu: Altur'Rang.
Dzięki temu poznajemy ustrój tego imperium.
Autora niewątpliwie inspirował w tym
przypadku totalitaryzm komunistyczny.
Obstawiałbym przede wszystkim Chiny,
ale to tylko moja spekulacja. Bawiło
mnie przy lekturze właśnie odnajdywanie
owych - zaczerpniętych z naszej rzeczywistości
- wzorów. Jeszcze bardziej bawiło mnie
przeciwstawianie przez autora gospodarki
planowej, gospodarce wolnorynkowej.
Haseł równości - hasłom wolności. Tak
jest. O tym również jest ta powieść.
Spór, który pamięta czasy rewolucji
francuskiej i przypomniał o sobie dobitnie
przy okazji urawniłowki komunistycznej.
Osobiście również uważam, że gdy mamy
wolność, nigdy nie uzyskamy pełnej równości
i odwrotnie. Dokonałbym zresztą takiego
samego wyboru, jak główny bohater -
możliwość tego rodzaju identyfikacji
pozwala przełknąć tę propagandę kapitalizmu.
Żeby jednak nie pozostało wrażenie,
iż jest to śmiertelnie nudna książka
zaznaczam, że wszystko to zostało podane
jako naprawdę lekkostrawna literatura.
Czyta się świetnie. Akcja wciąga. I
choć czasami owo zacięcie moralizatorskie
przekracza dopuszczalne granice i wywołuje
uśmiech, trudno oderwać się od lektury. |
|