Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
Recenzje Karola
Raymond E. Feist:
"Cień królowej mroku"
"Książę kupców"
"Furia króla demonów"
 

Te trzy książki należą do serii opowieści z Midkemii, a w jej ramach do cyklu o wojnie w wężowym ludem. Dlatego zwlekałem z ich czytaniem, czekając na ostatni tom, ale w końcu się zniecierpliwiłem. Od razu zaznaczę, że poprzednie powieści z tej serii przypadły mi do gustu. Cykli fantasy jest wiele, ale nie wszystkie są godne uwagi. Feist umie kreować przygody, choć nie ukrywam, iż trudno go zaliczyć do mistrzów pióra. Widać to nawet na przykładzie tych konkretnych książek. Każda z nich jest na swój sposób inna.

Pierwsza opowiada o losach dwójki przyjaciół, którzy nie całkiem świadomie zostali wplątani w konflikt, o którego istnieniu nawet nie mieli pojęcia. Eryk i Roo popełnili przestępstwo. Okoliczności ich usprawiedliwiały, ale w świecie nierówności społecznych słowo prostego człowieka przeciw słowu szlachcica niewiele znaczy. Eryk i Roo zostali zatem przymusowo wcieleni od oddziału straceńców, który pod rozkazami Calisa, zwanego Orłem Krondoru, miał udać się z misją na odległy kontynent, Novindus, aby spenetrować armię wroga. Armia ta kierowana była przez Szkarłatną Królową, za którą stali Pantathianie, czyli wężowy lud. Tu może wyjaśnię, że Pantathianie stawiali sobie za cel przywrócenie na Midkemii rządów Valheru, czyli okrutnych władców smoków, co oznaczałoby eksterminację ludzi.

Pierwszy tom opowiada o ciężkim szkoleniu, przez które przeszli Eryk i Roo, a następnie o ich przygodach na Novindusie. Naturalnie przez karty powieści przewija się korowód postaci znanych z poprzednich części cyklu, których wymienianie, nie mówiąc już o wyjaśnianiu ich roli, zajęłoby zbyt dużo miejsca.

Druga książka opowiada losy Eryka i Roo po powrocie z Novindusa. Właściwie skupia się bardziej na losach Roo. Sam tytuł sugerował na wstępie, iż będzie to opowieść o karierze kupieckiej Roo. Nie było zatem niczego zaskakującego w tym, iż Roo zdobył w końcu ogromny majątek. Słabość tej części polega właśnie na tym, że od początku było jasne, jaki będzie finał. Roo nie wpadł nigdy nawet w tarapaty finansowe. Jego majątek miał się przydać w finalnym tomie, kiedy doszło do inwazji z Novindusa na Zachodnie Królestwo. W tomie tym przeplatają się opisy bitew ze zmaganiami magów. Nie będzie chyba dla nikogo zaskoczeniem, iż wszystko musiało się dobrze skończyć.

Tak pokrótce wyglądałaby fabuła. Niezbyt imponująco, nieprawdaż? Nie ukrywam, iż sam byłem nieco zawiedziony. Spodziewałem się po autorze czegoś więcej. Tym bardziej, że prolog pierwszego tomu zapowiadał się ciekawie. Na Midkemię, przed hordami demonów, uciekli przypominający jaszczury Saaurowie, aby stać się sługami Szkarłatnej Królowej. Potem jednak wątek ten nie został rozwinięty, gdzieś się rozpłynął i rozwodnił. Wreszcie autor chyba zdążył już zapomnieć, co napisał na ten temat w pierwszym tomie i trzeci tom był kompletnie niespójny.

W ogóle trzeci tom był najsłabszy. Wszystko tam przestało się trzymać kupy. Miejscami odczuwałem poważny dyskomfort z powodu bólu zębów, znamionującego, iż poziom bzdury przekroczył dopuszczalne granice.

Może wypunktuję kilka największych słabości cyklu. Po pierwsze, brak wiedzy na temat wojskowości średniowiecznej. Autor posiada wiedzę na temat współczesnej strategii i taktyki i bezmyślnie przenosi ją do wykreowanego przez siebie świata, który przecież jest mieszanką różnych etapów feudalizmu. Przykłady? Eryk i Roo służą w jednostce, która przypomina dzisiejszych komandosów. Funkcjonują wielotysięczne stałe armie. Na polach bitewnych ścierają się armie liczące setki tysięcy żołnierzy. Zamki i twierdze nie stanowią żadnej przeszkody dla armii i padają już pierwszego dnia oblężenia. Ciekawe, po co je w takim razie w ogóle umacniano?

Kolejne zarzuty dotyczą gospodarki. Autor kreuje gospodarkę na wzór współczesny, a żeby było zabawniej przenosi do tego świata idee liberalizmu, zakładając, iż państwo nie ingeruje w gospodarkę. Może nie jestem w tej dziedzinie specjalistą, ale Feist nawet nie zadał sobie trudu, by cokolwiek przeczytać. Zresztą nawet współcześnie gospodarka i polityka przeplatają się ze sobą i funkcjonują w swego rodzaju symbiozie.

Wreszcie, intrygi są na poziomie... hmm, nawet trudno znaleźć porównanie. Po prostu są żałosne. Z przykrością muszę stwierdzić, że pan Feist jest na bakier z historią, a właściwie zna ją bardzo powierzchownie, co ma poważny wpływ na realizm (o ile w fantasy można użyć takiego określenia). Nie odmówię mu talentu, bo umie pisać. Dialogi miejscami skrzą się humorem. Narracja wciąga. Szkoda tylko, iż wygląda to na chałturę. Pan Feist chce zarobić. W swoim czasie stworzył zajmujący cykl. Teraz obraca się w kręgu tych samych wątków. Niestety, nie jest konsekwentny. Gdzie mu do takiego mistrza, jak chociażby Roger Zelazny. Zelazny z tomu na tom też potrafił wszystko obrócić do góry nogami, ale u niego zawsze okazywało się, że bohater pada ofiarą intryg osób trzecich, które celowo wprowadzają go w błąd. Gdzie Feistowi do tej maestrii. Do terminu, oj do terminu.

 

 
Poprzednio odwiedzona strona