|
Dwa epizody, które są wstępem do powieści,
początkowo zdają się nie mieć związku
z opisywaną później historią. W pierwszym
epizodzie poznajemy dzieje wyprawy Wikingów
do Ameryki w roku 1035. Wyprawa ta kończy
się dla Normanów tragicznie. W drugim
epizodzie, datowanym na rok 1894, tajemnicza
łódź podwodna zatopiła amerykański okręt
"Kearsarge". Tylko ktoś zupełnie
nie obeznany z kanonem literatury mógłby
się nie domyślić, że będzie to miało
coś wspólnego z legendarnym kapitanem
Nemo, stworzonym przez Juliusza Verne'a.
Właściwa akcja powieści toczy się
w roku 2003 i zaczyna się od efektownej
katastrofy luksusowego liniowca pasażerskiego:
"Emerald Dolphin" (czyli
"Szmaragdowego delfina"
- nie rozumiem czemu w powieści nie
przetłumaczono nazw statków, które
w zamyśle autora komponują się nierzadko
z rolą im wyznaczoną). Gwałtownie
rozprzestrzeniający się pożar i równoczesna
awaria systemów przeciwpożarowych
to zaskakujący zbieg nieszczęśliwych
wypadków, na który dodatkowo nałożyła
się niekompetencja kapitana. Na szczęście
w pobliżu jest statek badawczy Narodowej
Agencji Badań Morskich i Podwodnych,
czyli w skrócie NUMA, z Dirkiem Pittem
na pokładzie, który przystępuje do
akcji ratunkowej.
Wśród ofiar katastrofy był doktor
Elmore Egan, konstruktor supernowoczesnych
silników tego luksusowego liniowca.
Z katastrofy wyszła jednak cało jego
córka, która był świadkiem napaści
na ojca. Uratowała z katastrofy jego
teczkę, której zdobycie wydaje się
być celem działań napastników. Tajemniczy
prześladowcy tropią ją także na pokładzie
statku badawczego, który zebrał rozbitków.
Z pomocą przychodzi jej wówczas Dirk
Pitt, który tym samym zostaje wciągnięty
w całą intrygę. Tajemnicze okoliczności
pożaru, a potem zatonięcia luksusowego
liniowca pasażerskiego, sprawiają,
że NUMA podejmuje się zbadania wraku.
Tak mniej więcej zaczyna się kolejna
przygoda Dirka Pitta. Później mamy
to co zwykle u Cusslera: pozbawiony
skrupułów czarny charakter i jego
zbiry, intrygi, pościgi, zagadki i
obowiązkowy kataklizm, przed którym
Pitt musi uratować Amerykę. Mamy tu
wspaniałego herosa, otoczonego pięknymi
kobietami, który z narażeniem życia
walczy ze złem. Dodajmy do tego, że
robi to bezinteresownie, nie oczekując
ani żadnej nagrody, ani nawet sławy.
Może wszystko to już było w poprzednich
powieściach Cusslera, ale co z tego?
Czyta się tę książkę z prawdziwą przyjemnością.
Dostarcza ona tego co najważniejsze,
czyli rozrywki. Przedstawia też dość
optymistyczną wizję świata, gdzie
dobro triumfuje nad złem, co czasami
bywa człowiekowi bardzo potrzebne,
kiedy zostanie stłamszony przez otaczającą
go codzienność.
Na zakończenie miałbym parę uwag,
które jednak powinni sobie darować
ci wszyscy, którzy jeszcze książki
nie przeczytali. Po pierwsze wyraźnie
widać, że książka powstała przed tragicznymi
wydarzeniami z 11 września 2001 roku.
To nawet zdumiewające, że w powieści
celem ataku miały być wieże World
Trade Center. Czyżby terroryści czytali
Cusslera? Jeśli połączyli to z pomysłem
z powieści Toma Clancy'ego, to mieli
gotową receptę na akt terroryzmu na
skalę ludobójstwa.
Druga uwaga dotyczyłaby zagadki kapitana
Nemo. Trochę żałuję, że autor nie
sięgnął tu po pierwotną koncepcję
Juliusza Verne'a. Dla nas, Polaków,
jest ona szczególnie interesująca.
Verne początkowo planował, że tajemniczy
Nemo z "20 000 mil podmorskiej
żeglugi" będzie Polakiem, byłym
uczestnikiem powstania styczniowego,
szukającym zemsty na Rosjanach, którzy
okupowali i pustoszyli jego kraj.
To miało usprawiedliwić jego postępowanie.
Niestety nie zgodził się na to wydawca,
który myślał zawczasu o rosyjskich
czytelnikach, którzy mogliby się zrazić
do powieści. Verne był tym oburzony
i nie zgodził się na zmianę bohatera.
W liście do wydawcy oświadczył, że
w tych okolicznościach nie wyjaśni
czytelnikowi przyczyn nienawiści kapitana
Nemo. Dopiero kilka lat później, w
"Tajemniczej wyspie", uczynił
kapitana Nemo Hindusem, pałającym
żądzą zemsty do Anglików. Szkoda,
że Cussler zdecydował się uczynić
rzekomy pierwowzór kapitana Nemo Anglikiem.
Wprawdzie nie bardzo rozumiem logikę
takiej decyzji, ale zależała ona przecież
od autora i jego wyobraźni.
|
|