Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Robin Cook:
"Napad"
Książka troszeczkę przeleżała na półce, nim wreszcie zacząłem ją czytać. Miałem pewne obawy, że będzie to kolejny nieudany tytuł autorstwa Robina Cooka. Przeczytałem wiele jego dobrych powieści, ale ostatnie dwie zdecydowanie nie przypadły mi do gustu. Moje obawy okazały się szczęśliwie nieuzasadnione. "Napad" przeczytałem z prawdziwą przyjemnością.

Głównymi bohaterami powieści są Daniel Lowell i Stephanie d'Agostino. Daniel Lowell i zakochana w nim Stephanie zdecydowali się porzucić stabilną pracę na Harwardzie i założyć własną firmę biotechnologiczną. Sukces ma im zapewnić homologiczna transgeniczna rekombinacja segmentalna, czyli w skrócie HTRS. Ta nowa technologia pozwala leczyć schorzenia dotąd nieuleczalne, takie jak np. choroba Parkinsona. Dla egocentrycznego doktora Lowella mniej istotne są zbawienne skutki zastosowania nowej terapii, a dużo ważniejszy jest aspekt finansowy całego przedsięwzięcia, a przede wszystkim fakt, że jest to potencjalny klucz do wielkich pieniędzy. W końcu coś mu się wreszcie od życia należy. Niestety Kongres podejmuje prace nad nową ustawą, której uchwalenie może oznaczać kres marzeń o fortunie. Zaproszony na przesłuchanie senatu Lowell przegrywa publiczną konfrontację z senatorem Butlerem. Co gorsza, senator Butler wyciąga na jaw, że finansujący firmę Lowella brat Stephanie, Anthony, został postawiony w stan oskarżenia za wymuszanie okupu. Daniel Lowell jest przekonany o nieuchronnym bankructwie. I takie właśnie były intencje senatora Butlera, który teraz aranżuje prywatne spotkanie i składa ofertę nie do odrzucenia: storpeduje projekt nowej ustawy, o ile doktor Lowell podejmie się wyleczenia go z choroby Parkinsona przy pomocy eksperymentalnej technologii. Wszystko musi się odbyć w najgłębszej tajemnicy, bo Butler pozuje na polityka konserwatywnego, przywiązanego do tradycyjnych wartości. Ukrywa też przed opinią publiczną swoją chorobę. Dlatego cały zabieg miałby się odbyć na Bahamach, w klinice Wingate'a (tak, to ta sama klinika, która pojawiła się na kartach "Wstrząsu"). Do tego wszystkiego dokłada jeszcze jeden warunek: przy wszczepianiu mu komórek macierzystych ma zostać wykorzystane DNA pochodzące z krwi znajdującej się na Całunie Turyńskim, czyli być może DNA samego Chrystusa. Daniel Lowell przyjmuje te warunki. A dalej było naprawdę ciekawie. Wystarczy nadmienić, że po drodze mamy księdza, który, nie znając intencji bohaterów, chce za wszelką cenę udaremnić im wywiezienie próbki Całunu Turyńskiego z Włoch. Mamy mafię, która zainwestowała w przedsięwzięcie Lowella i która boi się poważnie o losy swej inwestycji. Mamy wreszcie znanych z "Wstrząsu" właścicieli kliniki Wingate'a, którzy jakimś cudem przegapili w dzieciństwie i w młodości wszystkie lekcje poświęcone moralności.

W sumie problem etyki i moralności jest chyba podstawowy dla całej powieści. Chodzi tu przecież o dość kontrowersyjne z punktu widzenia moralności i etyki technologie. Nie od dziś jednak wiadomo, że to od ludzi zależy, czy najnowsze zdobycze technologii (w tym i biotechnologii) będą wykorzystywane w dobrych lub złych celach. Dlatego też problem moralności dotyczy w różnym stopniu każdej postaci pojawiającej się na kartach książki. Wiele z nich - stając przed wyborem - podejmuje decyzje i wybiera ścieżki, które są niemoralne. Zamiast jednak analizować cały korowód postaci, skupmy się jedynie na parze głównych bohaterów. Dla Daniela Lowella moralność właściwie nie istnieje. Chociaż nie można o nim do końca powiedzieć, że dąży do celu bez względu na środki, to generalnie moralność jest mu obojętna. Jest zbyt egocentryczny, by zawracać sobie czymś takim głowę. Woli przymknąć na coś oczy, niż narazić na szwank powodzenie całego przedsięwzięcia. Z kolei Stephanie przejmuje się moralnością w znacznie większym stopniu. Kierując się przekonaniem o własnej słuszności podejmuje działania, których konsekwencje mogą być katastrofalne. Tak naprawdę jednak zasadnicza różnica między Danielem a Stephanie polega na tym, że Daniel udaje, że nie dostrzega zła, a Stephanie naprawdę go nie dostrzega, lub nie chce dostrzec. Tak jest chociażby w przypadku związków jej brata z mafią, czego Stephanie nie chce za nic przyjąć do wiadomości. Ani jedna, ani druga postawa nie może prowadzić do niczego dobrego.

 
Poprzednio odwiedzona strona