Strona główna Recenzje
Recenzje

Strona główna
Recenzje
Napisz do mnie !

 
   
Recenzje Karola
Kingsley Amis:
"Zielony człowiek"
Sięgnąłem po tę powieść zachęcony reklamowym sloganem na okładce: "Znakomita powieść grozy w starym stylu". Autora znam wyłącznie z jednej pozycji książkowej, zatytułowanej "Jim Szczęściarz". Była to drwina z życia na prowincjonalnym uniwersytecie. "Zielony człowiek" to także drwina. Z naszej materialistycznej i konsumpcyjnej rzeczywistości. Wprowadzenie do powieści elementów grozy spełnia tę samą rolę, co katalizator w reakcjach chemicznych: przyśpiesza reakcję. Właściwie powieść zaczynała się dość niemrawo. Akcja umieszczona została w sierpniu 1968 roku. Głównym bohaterem jest Maurice Allington, właściciel zajazdu o nazwie "Zielony człowiek". Jest to osoba po pięćdziesiątce, mocno zapracowana, wykazująca nadmierną skłonność do alkoholu i seksu. Maurice przeżywa kryzys wieku średniego, ma kłopoty z nawiązaniem kontaktu z dorastającą córką i utrzymaniem małżeństwa. Zaraz na wstępie powieści Maurice raczy gości historią o duchu Thomasa Underhilla, który rzekomo nawiedza zajazd. Nie kryje przy tym sceptycyzmu wobec całej tej historii. Jego postawa ulegnie jednak dość szybkiej zmianie, gdy sam zaczyna widywać duchy. Wprawdzie najprostsze byłoby doszukiwanie się przyczyn niezwykłych wizji w nadmiarze alkoholu, ale to wyjaśnienie go nie przekonuje. Co więcej, Maurice stara się udowodnić istnienie świata metafizycznego. Początkowo nie tylko sobie. Ale to pragnienie przemija. Satysfakcjonuje go już tylko odkrycie na własny użytek istnienia rzeczy nadprzyrodzonych. W pewnym sensie trudno mu się dziwić. Styka się ze sceptycyzmem na każdym kroku. Karykaturalnie przerysowane zostało to w postaci miejscowego pastora, który nie wierzy w nic. Jest postępowy. Odrzuca ideę nieśmiertelności i boskiego planu. Wiarę w to uznaje za przejaw ciemnoty. Tylko podstęp, a właściwie przekupstwo, są w stanie skłonić pastora do zastosowania egzorcyzmów. W końcu czyż nie jest to zabobon?
"Zielony człowiek" to powieść inteligentna. Nie bardzo pasuje do tych czytadeł, które mam w zwyczaju pochłaniać. Z całą pewnością nie czyta się tego jednym tchem, choć końcówka jest przepyszna. Amis drwi chyba nawet trochę z samego siebie, pisząc o pisarzu, który zadebiutował obiecująco powieścią o życiu prowincji. "Zielony człowiek" w pewnym sensie mógłby być kontynuacją "Jima szczęściarza". To mogłyby być losy tego samego bohatera po latach. Opis jego rozczarowania życiem, w którym jedyną wartością są pieniądze, a szczęścia dostarczają używki i seks. Maurice tęskni za czymś innym. Tym bardziej, że z wiekiem coraz wyraźniej dostrzega zbliżający się kres życia, że zdrowie już nie to, że seks nie sprawia już takiej przyjemności. Jest jedynie alkohol, który przynajmniej otępia umysł.
 
Poprzednio odwiedzona strona