|
Zbiór opowiadań niesamowitych, zatytułowany
przewrotnie "999" polecił
mi przyjaciel. Uczciwie stwierdził,
że nie wszystkie opowiadania są dobre,
ale generalnie warto je przeczytać.
Rzeczywiście zbiór jest nierówny. Może
częściowo odebrałem go tak dlatego,
że oczekiwałem opowiadań grozy, podczas
gdy były to faktycznie opowieści niesamowite,
jak zapowiada okładka. To raczej już
mój błąd, iż domyślnie postawiłem znak
równości między niesamowitością a grozą.
Kierowałem się tu pewnymi subiektywnymi
przesłankami: w dzieciństwie czytałem
zbiór opowiadań niesamowitych, które
zdecydowanie zasługiwały na zaliczenie
w poczet horroru. Jednak sam fakt, iż
opowiadanie nie wywołuje strachu nie
może być jeszcze żadnym wyznacznikiem
jego wartości. Nawet subiektywnym.
Część
opowiadań nie zasługuje nawet na wzmiankę.
Zapomniałem je już, albo pozostawiły
lekki ślad w pamięci, służąc jako przykład
umiejętności niektórych autorów w dziedzinie
naciągania wydawców na honorarium. Ale
ponieważ generalnie mam pozytywną opinię
o tym zbiorze, więc teraz trochę wskazań
"za". Zacznę może od opowiadania,
które w moim odczuciu jako jedyne w
pełni zasługuje do zaliczenia w poczet
opowieści grozy. No ale w końcu jego
autorem był nie kto inny, jak sam Stephen
King. Była to historia pewnego niezwykłego
obrazu. Wprawdzie nasuwały mi się skojarzenia
z "Portretem Doriana Greya"
Oskara Wilde'a, ale można najwyżej domyślać
się tu jakichś dalekich inspiracji.
Obraz z opowiadania Kinga w niesamowity
sposób rejestrował rzeczywistość. Dość
makabryczną rzeczywistość, dodajmy,
stając się zapowiedzią krwawych wydarzeń.
Znalazła się w zbiorku przesycona czarnym
humorem opowieść o zombi. W każdym razie
czymś w tym guście, bo sprawa do końca
pozostała przez autora niedopowiedziana.
Były dwa opowiadania o wampirach. Jedno
raczej kiepskie, drugie zapowiadające
się nieźle i w moim odczuciu urwane
jakby w pół zdania.
Obowiązkowo były
opowiadania o psychopatach. Wśród nich
na wyróżnienie zasługuje świetne opowiadanie
Joe R. Lonsdale'a zatytułowane "Lato
wściekłego psa". Barwnie napisane
i umieszczone w realiach rasistowskiego
Południa lat trzydziestych, co ma pewien
wpływ na przebieg wydarzeń. Dobre było
również opowiadanie Davida Morrela.
No ale Morrel to nie amator, lecz fachowiec
w dziedzinie czytadeł, więc i tym razem
się spisał, konstruując historię, po
której niejeden wegetarianin zacząłby
się zastanawiać nad zmianą diety. W
każdym razie bohater miał dość soczystych
pomidorów i innych warzyw.
Minipowieść
Williama Petera Blatty, tego od "Egzorcysty",
też była przyzwoita. Autor wykorzystał,
w tej chwili może już nawet ograny,
ale wtedy, w chwili powstawania zbioru,
chyba jeszcze dość nowatorski, chwyt
z zatarciem granic między światem duchów
a światem rzeczywistym oraz pewnym odwróceniem
ról i schematów.
Wyróżniłbym wśród opowiadań
jeszcze "Próby" Thomasa F.
Monteleone'a. Rzecz jakby żywcem wzięta
ze "Strefy Mroku".
W sumie
mógłbym wskazać jeszcze kilka opowiadań,
ale z mniejszym entuzjazmem. Właściwie
wrażenie ogólne z lektury było takie,
że trudno w tym gatunku wymyślić coś
faktycznie oryginalnego. Eksploatowane
są pomysły już znane, a jedynie na nowo
aranżowane. Nowa aranżacja polegała
niekiedy na tym, iż narracja była chaotyczna,
niespójna, miała stworzyć wrażenie jakiegoś
sennego majaku, co mnie osobiście nie
przekonuje. Może po prostu jestem nazbyt
konserwatywny? Może nie wyczuwam nowych
trendów? Nie wiem. Mnie zainteresowały
opowiadania z klasycznym sposobem narracji.
Ważniejsza jest dla mnie sprawność warsztatowa,
niż eksperymentalne ciągoty autora.
Właściwie sprawa jest dość prosta. Albo
opowiadanie wciąga, albo nie. A skoro
niektórym opowiadaniom udało się mnie
zainteresować, to sądzę, że także dla
innych miłośników grozy i niesamowitości
zbiór wart jest polecenia. |
|